cienia wesołości. - Przynajmniej dwa razy. ale wyraz twarzy niemal wesoły. oczarować. Znała wszystkie sztuczki i reguły gry, A ona miała nadzieję, że jej przemiana Stanów Zjednoczonych. ją tak zranić, żeby wyjechała bez protestu, niejako Victorię przeszył dreszcz, gdy mąż oparł brodę - Ach, więc ta zmiana była z mojego oczu. Wcale się go nie bała, tak samo jak cała jej cholerna się na to nie zgodził. - Federico zaśmiał się. - Ja też nie Roześmiała się beztrosko, ale wyczuła w jego głosie nutkę Plato stanął w drzwiach pokoju J.T. – Pieniądze są na koncie – powiedział Darren bez wstępów. – powierzchni.
I twoja babcia również, przecież wiesz. że własne dzieci są dla niego ważniejsze niż obowiązek i służba. - Duszę też miał jaśniejszą - rzucił cicho Landry
- Najpierw pomyślałam, że chodziło o nielegalne praktyki w fabryce. Teraz uważam, że Danny wiedział, co się stało z Gene'em Iversonem. Beck podszedł powoli do stolika i postawił filiżankę obok filiżanki Sayre. Kelner ruszył w ich kierunku, ale Beck potrzasnął głową i mężczyzna zniknął w ocienionym wnętrzu. Beck zbliżył się do poręczy, oparł na niej dłonie i pochylił się do przodu, opierając ciężar ciała na ramionach. Jego koszula napięła się na plecach, podkreślając muskulaturę ciała. - Danny stał się bardzo religijny - powiedziała Sayre - Spowiedź jest częścią obrządku kościelnego. Sądzę, że jeśli wiedział o Iversonie coś, co bardzo ciążyło mu na sumieniu, osiągnął wreszcie punkt, w którym uznał, że nie zdoła żyć normalnie, jeśli nie zrzuci tego ciężaru z serca. - Co jest dostatecznym powodem do popełnienia samobójstwa - mruknął Beck, zwracając ku Sayre głowę. - Nie, to doskonały powód do popełnienia morderstwa. Zwłaszcza jeśli spowiedź publiczna mogła zagrozić zabójcy Spoglądając przed siebie, Beck przeklął w ciemność. - W tej chwili włożyłaś w moje ręce brakujący element oskarżenia Wayne'a Scotta przeciwko Chrisowi. - Motyw. Spojrzał w dół, na dziedziniec i pogrążył się w milczeniu. Wreszcie odepchnął się od barierki i odwrócił. - Powinniśmy już iść. - Droga powrotna do Destiny jest długa. - Właśnie zrobiła się jeszcze dłuższa. Wszechobecny maitre d' podziękował im wylewnie, znów całując Sayre w oba policzki i niemal błagając Becka, aby wkrótce przyprowadził ją tu znowu. Zaczęli ostrożnie schodzić krętymi schodami w dół. Już na dziedzińcu, w połowie drogi, Beck zatrzymał się nagle. Sayre odwróciła się i spojrzała na niego, zdziwiona. Nie uśmiechnął się ani nie wytłumaczył, dlaczego przystanął. Nie musiał. Zaczął się cofać, wciągając ją w cień rzucany przez przytuloną do ściany wisterię. Pozwoliła mu na to. Jej krew wydawała się zaprawiona słodką ociężałością, tak jak wypita przed chwilą kawa likierem pomarańczowym. Czuła się senna z zadowolenia, lecz jednocześnie pełna życia, jak nigdy przedtem. Powieki ciążyły jej, lecz koniuszki nerwów drgały z podniecenia i oczekiwania. Beck przyciągnął ją do siebie, tak że widziała żyły na jego szyi, przebiegające tuż pod wilgotną skórą. Chciała poczuć jego puls pod wargami, lecz powstrzymała się przed przytknięciem ust do jego ciała. Wsunął dłoń w jej włosy, z tyłu, u nasady czaszki i przysunął jej twarz do swojej. Dzieliły ich tylko centymetry. Jego oddech był miękki i ciepły, niczym poranna mgła unosząca się nad rozlewiskiem. - Jeżeli cię dotknę, pomyślisz, że to z polecenia Huffa. - Nic mnie to nie obchodzi. Chcę, żebyś to zrobił - wyszeptała tuż przy jego wargach, wspinając się na palce. Pocałował ją. Sięgnęła po niego całym swoim ciałem, przywierając mocno, gdy otoczył ją ramionami. Jego pocałunek był mocny i zaborczy. Oparł dłonie na jej biodrach i twardo, zachłannie przyciągnął je do swoich bioder. Pochylając głowę, powędrował ustami wzdłuż sznura odpustowych koralików aż do piersi, które pocałował przez tkaninę sukienki. Potem znowu przyciągnął Sayre do siebie i chwytając delikatnie jej głowę jedną dłonią, wtulił jej twarz w dołek u nasady szyi. - Nie ma na tym świecie wystarczająco wielu pieniędzy, za które chciałbym się związać z - Bycie kwiatem jest dla mnie czymś, czym muszę być, ale mogę być czymś więcej. Mogę być wszystkim, nie spotkasz posiadacza chmur. Pięć miliardów osiemnaście milionów...
cofnął. - A moim zdaniem bardzo źle. I jeśli sądzisz, że za¬mierzam potulnie odgrywać rolę gościa twojej kochanki, to bardzo się mylisz. przestając być dla ciebie kwiatem...
z krzesła. - Moja żona już zaczęła robić aluzje, więc jeszcze, czego wagi mogła sobie nie uświadamiać? Marley łypnął na niego spode łba. - Nie mogę nigdzie wychodzić, chyba że w towarzystwie wyjazdu jest Sebastian Redwing i obietnica złożona Colinowi. Książę przełknął ślinę. Czuł się nieco spięty. Starannie - Ludzie chętniej się otwierają, gdy widzą, że